Forum Natchnieni przez Kaliope Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

[M] Chłód

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Natchnieni przez Kaliope Strona Główna -> Opowiadania
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Mogget
Administrator



Dołączył: 01 Wrz 2008
Posty: 22
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: biorą się dzieci?

PostWysłany: Nie 18:34, 02 Lis 2008    Temat postu: [M] Chłód

Miało być bez wstępu, ale się nie udało.
Miniaturka jest dość dziwna. Pisana pod wpływem chwili, więc jestem świadoma tego, że nie wszystko gra i śpiewa, tak jak powinno. Mam nadzieję, że w tych kilkunastu zdaniach udało mi się przekazać to, co mnie podkusiło do napisania "Chłodu"...
Tak więc nie pozostaje mi nic innego, jak zaprosić do czytania i poprosić o wytknięcie ewentualnych błędów. ;)




Od północy wiał zimny wiatr, skostniałymi palcami dotykając blaszek martwych liści, grubo zaściełających alejki cmentarza. Niebo zasnuwały ciężkie, deszczowe chmury i tylko na zachodzie, tuż przy ziemi, słońce nieśmiałymi i słabymi promieniami przedarło się przez granatową kurtynę, by jeszcze przez chwilkę oświetlić groby i dać złudne wrażenie ciepła.
Młody mężczyzna, najwyżej dwudziestoletni, ponurym wzrokiem śledził zachodzące słońce. Przeszedł go kolejny zimny dreszcz. Schował głowę w ramionach i potarł zmarznięte dłonie.
― Piękny widok, prawda? ― odezwał się ktoś, stając tuż przy nim.
Odwrócił się i napotkał wesoły wzrok staruszka o twarzy pomarszczonej jak suszona śliwka. Chłopak mruknął coś niewyraźnie i chuchnął w stulone dłonie. Co za ziąb!
― Och, odwiedzałeś grób Natalii Janickiej? ― zainteresował się staruszek, ignorując nieprzychylny wzrok młodzieńca. ― A słyszałeś, że z jej osobą jest związana romantyczna historia... Zaraz, jak miałeś na imię? Wybacz, ciągle zapominam...
― Andrzej ― burknął w odpowiedzi. ― I tak, słyszałem. Nie raz.
― Prawda, że to niesamowite? ― perorował dalej staruszek. ― Wierz mi, albo i nie, ale podobno była zakochana. Ale tak mocno, tak prawdziwie i dozgonnie, że nigdy nie wyszła za mąż. Bo jej ukochany, naturalnie, zmarł na wojnie, jak wielu ukochanych w tamtych czasach. Wierz mi, albo i nie, ale do śmierci żyła sama. Mieszkała skraju tej wsi, gdzie przy domu sołtysa rośnie ten ogromny dąb. Znaleźli ją dopiero trzy dni po śmierci. Bidulka. Umarła z listem w ręku, od tego chłopca. ― Mężczyzna westchnął. ― Nic nie jest piękniejsze od takiej miłości. Ja kiedyś też miałem ukochaną. Miała na imię Irena. Wierz mi, Andrzeju, albo i nie, ale drugiej takiej na świecie nie znajdzie! Jej nogi śnią mi się przez cały czas! A te sarnie oczy... Andrzeju, Andrzeju, to był anioł a nie kobieta, wierz mi, albo i nie!
Staruszek zachichotał piskliwie, niewątpliwie na wspomnienie tego, czego takim młokosom jak Andrzej nie wypada mówić. Chłopak chrząknął i skulił się, gdy owiał go lodowaty podmuch wiatru. Spojrzał ukradkiem na rozweselonego mężczyznę, ale ten nie zdradzał objawów zmarznięcia. Ba! Wyglądał na całkowicie odprężonego.
Andrzej westchnął markotnie i spojrzał na niebo, mając nadzieję zobaczyć jeszcze skrawek słońca, ale staruszek przegadał ostatnie chwile zachodu. Na cmentarzu powoli zapadała ciemna noc, lepka od ołowianych chmur. Co prawda, dzisiaj nie będzie tu ciemno. Na cmentarzu paliły się setki zniczy, dając rozedrgane światło, malujące wszystko na pomarańczowo, czerwono i złoto. Kwiaty zaczęły pachnieć dopiero teraz, gdy z cmentarza znikli ludzkie, swoją obecnością mącąc ich nikły zapach. Noc Zaduszna była tu najpiękniejszą nocą.
― To niesamowite, jak wszyscy pamiętają o swoich zmarłych bliskich ― szepnął staruszek. Andrzej milczał. ― Przychodzą tu, stawiają znicze i modlą się. A przecież nie wszyscy pamiętają tych, za kogo palą światełka. Często tylko najstarsi, ale to też nie zawsze.
Staruszek spojrzał na Andrzeja i chrząknął zmieszany. W oczach chłopaka, wśród odbić drgających płomyków, malowała się rozpacz i bezbrzeżna tęsknota. Nigdy nie wylane łzy teraz też nie wypłynęły z jego czekoladowych oczu.
― Andrzeju... ― zaczął po chwili. ― Ja już będę się zbierał. Późno się robi...
Chłopak milczał. Odwrócił się i szybkim krokiem, drgając z zimna, odszedł między groby. Mężczyzna stał przez chwile, patrząc za nim, poczym też odszedł.
Od wschodu nadpływała mgła, powoli otulając wszystko i wszystkich mlecznym całunem. Andrzej szedł wolnym krokiem, ze wzrokiem wbitym w ziemię, starając się nie zwracać uwagi na płonące znicze. Nie zauważyłby mgły, gdyby jej przyjścia nie poprzedziło szczypiące zimno.
Chłopak wreszcie zatrzymał się. Podniósł wzrok, by spojrzeć na popękaną kamienną płytę, na której nie paliły się znicze. Grób był w znacznej odległości od pozostałych i miał całkiem inny napis, wygrawerowany na czarnej płycie.
Pamięci obrońcom ojczyzny.
Zimno, było tak strasznie zimno, jak tej nocy, gdy został postrzelony. Wtedy też była noc, jasna od łuny pożarów. On leżał w kałuży, mieszając swoją krew z błotem. Ktoś wtedy ukląkł przy nim, coś mówił, ale dla niego istniało tylko to zimno, szarpiące go za lewy bark. Pamiętał, że później wyjęli mu z kieszeni list, który szedł wysłać. Wiedział, że go wysłali. Jego ostatni list do niej.
Chłopak pochylił się nad pomnikiem i skostniałym palcem napisał imię i nazwisko oraz dwie daty.
Andrzej Wiss
1922-1941

Znaki przez chwilę błyszczały na mokrym od mgły kamieniu, ale po chwili znikły. Wstał i rozejrzał się po cmentarzu. Staruszek, który opowiedział mu ― po raz kolejny ― historię Natalii, siedział na swoim grobie i bawił się płomieniem znicza, dopiero co ustawionego przez jego najmłodszą wnuczkę. Uśmiechnął się do dziecka. Mała musiała coś wyczuć, bo szybko schowała się za nogami matki. Kilka grobów dalej małżeństwo siedziało na ławeczce przy grobie synka, nieświadome, że ich pociecha siedzi między nimi...
Cichy odgłos kroków, na pokrytej liśćmi alejce, przerwał jego rozmyślenia. Spojrzał w miejsce, skąd dochodził dźwięk i ujrzał dziewczynkę, ostrożnie idącą w stronę jego pomnika. W dłoniach trzymała mały zielony znicz. Andrzej na zawsze zapamiętał tę lampkę, jak i dziecko, które ją przyniosło.
Dziewczynka postawiła znicz na pomniku i, głośno ciągnąc nosem, rozglądała się nerwowo na boki, jakby wiedziała, że ktoś ją obserwuje. Niezdarnie zapaliła zapałkę i sparzyła się w paluszek. Syknęła cicho i wsadziła go do buzi, drugą rączką odpalając knot. Zamknęła znicz i chwilę stała wpatrując się w krzyż przy grobie.
― Monika, co ty tam tak długo robisz?
Andrzej i dziewczynka podnieśli wzrok.
― Już idę, idę! ― odkrzyknęło dziecko i pobiegło do matki. ― Mamo, a wiesz co? Zdawało mi się, że tam ktoś stał! Jakiś chłopak!
― Moniczko, przestań. Nie gadaj głupstw!
― Na prawdę, mamo! I miał takie ciemne, smutne oczu. I patrzył się na mnie, a potem...
Ich głosy cichły powoli. Andrzej stał i wpatrywał się w drgający płomyk znicza, a w jego sercu powoli rozlewało się dławiące, lepkie ciepło. Wciąż był zmarznięty, ale teraz już nic to nie znaczyło, bo w środku było mu gorąco.
Spojrzał przelotnie za dziewczynką i jej matką poczym znikł, mając nadzieję, że za rok też ktoś zapali tu lampkę, pozwalając mu zwalczyć tęsknotę za ukochaną, którą stracił dawno temu, której nie odzyska, póki jego czas nie minie.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Mogget dnia Nie 18:35, 02 Lis 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Melpomene
Administrator



Dołączył: 01 Wrz 2008
Posty: 27
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: ze Stolicy

PostWysłany: Pią 22:49, 21 Lis 2008    Temat postu:

Przejmujące zimno... lodowate powietrze, które mrozi palce nawet przez rękawiczki. Do tego jeszcze deszcz. O tak. Nie trudno jest to sobie wyobrazić podczas gdy ponad 20 minut moknie się na przystanku, bo zapomniało się parasolki. Twoje opowiadanie nie pomaga się rozgrzać. :P

A do rzeczy. Nastrój zbudowany bardzo realistycznie. Masz bogate słownictwo, o czym na pewno wiesz, bo skrzętnie to wykorzystujesz. Uwielbiam prace pełne przymiotników i porównań. :smile:

Stylistycznie mogłabym się przyczepić tylko do zdania:
Cytat:
Co prawda, dzisiaj nie będzie tu ciemno.
ponieważ zdanie wydaje się urwane, niedokończone. Może lepiej było by postawić tam przecinek?
Co do strony artystycznej... Pierwsza część jest dość przewidywalna.

Ładnie opisana i zawiązana akcja, ale mało oryginalna (heh sorrki). Natomiast niesamowite wrażenie wywołała na mnie druga. Ta nieopisana wdzięczność za mały znicz, za promyk nadziei, światełko pamięci... Nie tylko Andrzej poczuł ciepło w środku. Bardzo podoba mi się skromność i prostota tego fragmentu. Opowiadanie z morałem? Nasz admin uczy jak pisać dobre prace. :smile:


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Natchnieni przez Kaliope Strona Główna -> Opowiadania Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Soft.
Regulamin